wtorek, 5 lipca 2016

W kudłatym świecie

Miesięcznik "Nasz Przemyśl" (lipiec 2016).
"W kudłatym świecie"
Autor: Małgorzata Fil


Był gorący czerwcowy dzień, a słońce nieśmiało wdzierało się do wnętrza samochodu, grzejąc sfilcowane gdzieniegdzie futro. Wszechobecna zieleń za oknem i ukwiecone pola tworzyły iście sielankowy nastrój, potęgowany dodatkowo wizją ekscytującej wycieczki. Tumany kurzu unoszące się za autem wreszcie ustały, co było znakiem, że za chwilę rozpocznie się wędrówka po okolicy z ciekawskim nosem przy ziemi. I kiedy wydawało się, że nic nie zmąci tej idealnej wizji, do klapniętych uszu dobiegł przeraźliwy jazgot. Ostatnie iskry nadziei zgasły w psich oczach niczym wypalona świeca. Schronisko - zabrzmiało jak wyrok. Kraty boksu zamknęły się z łoskotem, co dla kudłatej istoty oznaczało koniec wszystkiego – merdania ogonem, dotyku ludzkiej ręki, miłości… 21 czerwca 2015 roku skończył się dla niej świat.

No, przynajmniej do południa. Wtedy to bowiem, podnosząc ciężką od zwątpienia powiekę ujrzała inną kudłatą istotę, która niepewnym krokiem zbliżała się do jej boksu. Jak przystało na szanującego się psa, należało ją oczywiście solidnie obszczekać. I trwałoby to pewnie dość długo, gdyby nie fakt, że ich spojrzenia zbiegły się, a pierwsza kudłata istota zobaczyła w oczach drugiej równie duży strach jak u siebie. I tak zrodziła się wielka miłość. Pierwszą istotę nazwano Kabałą, drugą natomiast Kierownikiem. Przyszli do schroniska tego samego dnia. Kabała przeżywała trudne chwile związane z utratą ukochanego właściciela, Przemysław Grządziel podjął natomiast jedną z najtrudniejszych życiowych decyzji, zdecydował się bowiem kierować schroniskiem, co wynikało z wielkiej pasji i miłości do zwierząt.

Od tego czasu minął rok. Kabała siedzi w swoim boksie i dalej ma gdzieniegdzie sfilcowane futro, w jej oczach jednak ponownie skrzy się blask. Szczególnie wtedy, kiedy dumnie podąża ze swoim Kierownikiem na spacer lub też w napięciu oczekuje ulubionej parówki. Błysk w oku nie gaśnie nawet wtedy, kiedy Kierownika przy niej nie ma. Siedzi wtedy przy kracie i z dumą obserwuje działania swojego najlepszego przyjaciela. A jest na co popatrzeć!

Schronisko z dnia na dzień pięknieje i chociaż nigdy nie zastąpi zwierzętom domu, to jest przynajmniej jego namiastką. Dzieje się tak nie za sprawą wysokich nakładów finansowych, ale pasji, pomysłowości i wrażliwości człowieka, który na kudłatych braci patrzy sercem. Robi wszystko, aby zrekompensować im brak własnego domu, często poświęcając swoje życie prywatne. Praca pali mu się w rękach, co przekłada się na los Orzeszków, jak je pieszczotliwie nazywa. Regularnie odwiedzają weterynarzy, a nawet psiego fryzjera. Trudno, żeby chodziły po nowych wybiegach ze skołtunionym futrem, nie godzi się to w porządnym psim świecie! Magazyny pękają w szwach od zapasów karmy, Kierownik nie czeka bowiem z założonymi rękami na mannę z nieba, ale szuka wszelkich sposobów, żeby swoim zwierzętom zapewnić godny byt. I udaje mu się to niezwykle skutecznie! Sektory zyskują zadaszenia, a wybiegi są dzielone w taki sposób, aby każdy mieszkaniec schroniska mógł raz dziennie z nich korzystać. Kociarnia obfituje w wymyślne drapaki, dzięki czemu koci plac zabaw z dnia na dzień staje się coraz bardziej atrakcyjny. Remontów ci u nich dostatek, a to przecież nie jedyne zajęcia Kierownika. Raz dziennie musi rozegrać mecz z amstaffem Sezamem i obowiązkowo podrapać za uchem staruszkę Jowitkę. Na to Kabała patrzy jednak krzywym okiem, wyszczekując ze swojego boksu „mój ci on”, co biorąc pod uwagę jej niedźwiedzią posturę, skutecznie potrafi odstraszyć psich pobratymców.

Kabała zyskała przyjaciela, ale i poczucie, że schronisko nie zawsze jest złem i dożywotnim wyrokiem samotności i nieszczęścia. Media wolą jednak epatować na każdym kroku krzywdą zwierząt, bo łatwiej się pewnie sprzedaje. Tymczasem warto rozejrzeć się wokół, by znaleźć pokłady dobra, wrażliwości i poświęcenia. Są to bowiem postawy, które ze wszystkich sił należy wspierać i dziękować każdego dnia, że są jeszcze ludzie gotowi do niesienia pomocy bezbronnym istotom. Przemysław Grządziel w czasie swojej rocznej pracy w schronisku pokazał, że można i warto. Można zmienić stereotyp schroniska, dzięki zaangażowaniu i wrażliwości, warto to natomiast zrobić dla błysku w oczach Kabały, kojącego mruczenia kotów i radosnych machnięć ogonów setek psów.
Nie zazdrośćmy mu sukcesu, bo wymaga on wielkiego poświęcenia i ogromnych nakładów pracy. Nie oceniajmy patrząc przez pryzmat własnych porażek czy kompleksów, bo możemy odebrać komuś chęć i zapał, a tym samym pozbawić zwierzęta wspaniałego i oddanego opiekuna. Wspierajmy ze wszystkich sił, mając ma uwadze rzecz najważniejszą – los bezdomnych (a w opinii Przemysława Grządziela bezcennych) zwierząt.

Jest gorący czerwcowy dzień, a słońce nieśmiało wdziera się do wnętrza boksu, grzejąc sfilcowane gdzieniegdzie futro. Wszechobecna zieleń za bramą schroniska i ukwiecone pola tworzą iście sielankowy nastrój, potęgowany dodatkowo wizją ekscytującej wycieczki. Schronisko nie brzmi już jak wyrok. Kabałka czeka bowiem na swojego Kierownika, bo wie, że za chwilę ruszą wiejską drogą, stapiając się z zachodem słońca i zostawiając za sobą dwa cienie kudłatych istot. Cienie, które przywołują na myśl parafrazę piosenki Agnieszki Osieckiej „wielka on, wielki on”. Ona wielka ciałem, on natomiast duchem…

Małgorzata Fil